wtorek, 17 grudnia 2019

Poznajcie... Alorę (1.0)


Jestem Alora, wojowniczka z okrutną przeszłością. Do dziś nie wiem, w jaki sposób podniosłam się z kolan po tym, co mnie spotkało. Nienawidzę mężczyzn i to definiuje sens mojego istnienia. Moim celem jest pozbawienie ich wszelkiej przyjemności. Większość życia, które wiodłam było kłamstwem. Jednak odkryłam prawdę. Prawdę, która mnie wykreowała. To właśnie ona sprawiła, że jestem tym, kim jestem a więc obrończynią niewinności i nauczycielką odwagi. Chronię porzuconych i uczę ich pewności siebie oraz bronienia własnego ja przed Złomianami - niszczycielami szczęścia i wewnętrznego piękna.

Pochodzę z Miranu - krainy, która słynie z najpotężniejszego wojska w całym Wszechświecie. Moim ojcem jest jej przywódca. Phy.. samo jego wspomnienie wywołuje u mnie wstręt, czuję cuchnący oddech zakrapiany dzień w dzień gorzałą. Przed oczami mam jego obskurne lice, a w uszach słyszę gburowaty śmiech i sprośne odzywki poddanych. To oni, z ojcem na czele zmienili moje dzieciństwo w koszmar. Byłam ich zabawką. Nie mogłam tego zrozumieć. Później odkryłam prawdę. Byłam jednym z niewinnych... dziatków porwanych przez armię i szkolnych na potrzeby wojska. Myśleli, że jestem chłopcem, ale ta pomyłka ich nie zraziła, wykorzystali mnie do innych celów...

Po latach cierpienia - pełna determinacji i dzięki pomocy Irminy - mojej cichej wybawicielki, wyrwałam się z ich szponów i teraz walczę przeciwko nim broniąc młodocianych chłopców przed porwaniem, a kobiety ucząc samoobrony, by nie spotkał ich podobny los. Zrzuciłam wstrętne szaty, przywdziewając bambusowy gorset, który dodaje mi kobiecości, bo czasem trzeba zwabić przeciwnika. Noszę spódnicę z lnu i trzewiki wiązane na kostkach. Wyglądam raczej przyjacielsko, ale pozory mylą...

Obronię każde niewinne dziecko i każdą bezbronną kobietę. To jest moje przeznaczenie, to moja misja i moje posłanie. 

Czy chcecie poznać mnie bliżej?

poniedziałek, 18 listopada 2019

"Pamiętnik tłumacza" - Gregory Spis

Autor: Gregory Spis
Tytuł: Pamiętnik tłumacza 
Wydawnictwo: Meridian Publishing
Rok wydania: 2018
Liczba stron: 260
Ocena: 5/10

O pewnych sprawach trudno jest mówić wprost, zwłaszcza jeśli dotyczą one własnej pracy, a konkretnie krytyki szefostwa oraz indywidualnego stosunku do religii chrześcijańskiej. Muszę zgodzić się z tym, że ta druga kwestia wywołuje wiele emocji i naprawdę w tym przypadku niełatwo czytelnikowo zachować bezstronność. Decydując się na przeczytanie książki poruszającej te oba zagadnienia, trzeba niekiedy podejść z dystansem do przekonań autora i tego, co w niej pisze. Po Pamiętnik tłumacza sięgnęłam, gdyż zachęciło mnie do tego kabaretowe podejście autora do korporacyjnego świata. Czy jednak było ono na tyle dobre, by cała lektura pochłonęła mnie na długie godziny? Niestety nie do końca właśnie tak było. No cóż nie wszystko dobra jest dla każdego, nie zniechęcam jednak do obejścia tego tytułu szerokim łukiem, bo ma ona swoją wartość. Jaką? Czytajcie dalej.

Z samym Gregorym Spisem miałam okazję wymienić kilka wiadomości i okazał się on bardzo przyjemną oraz kontaktową osobą. Jednakże z jego książką nie potafiłam nawiązać aż tak dobrego kontaktu. Bardzo długo ją czytałam, ale chciałam dobrnąć do końca, by móc napisać rzetelną i przede wszystkim subiektywną recenzję. Niestety książka nie przypadła mi zbytnio do gustu. Oczywiście było w niej naprawdę kilka dobrych momentów i całą opowieść uważam za oryginalny literacki wytwór. Może brak mi dojrzałości, by czerpać korzyści i przyjemność z poznania takiego świata przedstawionego. Nie jest ona bowiem dobrą propozycją dla każdego. Żeby ją zrozumieć i przyjąć trzeba mieć spore poczucie humoru i wspominany na początku dystans do pewnych spraw. Co zatem w Pamiętniku tłumacza podobało mi się najbardziej a co w ogóle do mnie nie trafiło?

Bohater jest tłumaczem pracującym we włoskiej firmie Fiat. Na ponad dwustu stronach poznajemy jego życie zawodowe, prywatne i erotyczne, a także jego stosunek do wiary. Poznamy też korporacyjne sztuczki jego zwierzchników, między innymi w szukaniu oszczędności. Razem z bohaterem wyruszymy na podbój klubów i barów oraz odwiedzimy jego sypialnię. Zapoznamy się z jego kochankami, ale także wysoką inteligencją. Podróż po jego życiu byłaby ciekawa, gdyby jej opisy były bardziej plastyczne, gdybyśmy więcej jego przemyśleń poznali z dialogów a nie w głównej mierze z niekończącego się monologu protagonisty. Najbardziej podobały mi się pojedyncze sceny, te niezwykle humorystyczne z dużą nutą ironii oraz realizmu. Autor nie boi się prawdy, nikogo nie oszczędza, jest bezpośredni i szczery. Za to należą mu się brawa.

"FAP, czyli Fikcja a Prawda w rzeczywistości, jaką jest 
Polska, to temat rzeka. Na co dzień Fikcja i Prawda kłóciły się ze sobą jak dwie dziwki przy fiatowskiej latarni
gdzie oczywiście zawsze było najciemniej. Prawda, jako 
dziwka z klasą, miała oczywiście większe powodzenie. 
Fikcja, stara pomarszczona pudernica, była w stanie 
wydrapać pazurami oczy Prawdzie, byle się utrzymać 
przy korycie. (...)"

Książkę czytałam w wersji cyfrowej, co u mnie bywa rzadkością. Może to także miało pewien wpływ na to, że nie potrafiłam zaangażować się w zwierzenia głównego bohatera. Niemniej jednak za ciekawy uważam oryginalny styl autora, który używa wielu neologizmów. Tak naprawdę cała treść książki się na nich opiera. Niech nie zwiedzie Was także tytuł, bowiem Pamiętnik nie jest pamiętnikiem w formie wydania, a tylko w przekazie treści. Mamy tu zwykłe rozdziały bez dat i notatek charakterystycznych dla tytułowej formy literackiej. Pomimo wszystkich zauważonych przeze mnie niedoskonałości to książka ważna, która może być inspiracją do otworzenia się na prawdę. Chciałabym, aby autor w kolejnej powieści przemówił wprost do mnie, językiem bardziej przystępnym, bo wkrada się tu zbyt wiele zawiłości, przez co traciłam zainteresowanie danym wątkiem. Oczywiście to, że na mnie jego dzieło nie zrobiło w pełni pozytywnego wrażenia nie oznacza, że jest złe. Nie jestem krytykiem literackim, wyrażam tylko swoją subiektywną opinię. Zachęcam do wyrobienia sobie własnej, bowiem nigdzie w jednym miejscu nie znajdziecie tyle prawdy, dystansu do samego siebie, trafnej ironii i humoru. To doceniam tu najbardziej.

Pamiętnik tłumacza to książka inna niż wszystkie. Opowiada całą prawdę o machinie korporacyjnej w środowisku pracy tłumacza. Prywatne sprawy jej bohatera nadają całości nieco pikanterii. Niewybredny humor da się odczuć na niemal każdej stronie. Chociaż styl autora okazuje się w przeważającej części ciężkostrawny, warto dać jej szansę, jeśli ktoś lubi bezwzględną szczerość i oryginalność. 

Owocnym zdaniem: Czas otworzyć się na prawdę, niczego nie ukrywać i przyjmować rzeczywistość taką, jaka jest - koniec z zakłamaniem.

Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję autorowi - Gregory Spis.

sobota, 9 listopada 2019

"Przedszkole pani Matyldy. Zosia i złote serce" - Aneta Grabowska


Autor: Aneta Grabowska
Tytuł: Przedszkole pani Matyldy. Zosia i złote serce
Wydawnictwo: Skrzat
Rok Wydania: 2019
Liczba stron: 64
Ocena: 9/10


Do tego, że czytanie książek ma same zalety, nie muszę chyba nikogo przekonywać. Każda dobra publikacja ma w sobie niemałą wartość i przekazuje swoim odbiorcom cenne informacje. Przedszkole pani Matyldy. Zosia i złote serce należy do tej zacnej grupy literackiej. Niektórzy rodzice wiedzą, jak trudno czasami zachęcić swoją pociechę do przeczytania chociażby najkrótszego opowiadania. Sądzę więc, że autorzy książek dla dzieci zawsze mają przed sobą wielkie wyzwanie i stoją przed najsurowszymi ocenami, bo pochodzącymi od dzieci, które nie boją się bezpośredniości. Muszą zatem mieć naprawdę świetny pomysł nie tylko na samą fabułę, ale także jej przedstawienie najmłodszym. Dodatkowo niejednokrotnie pragną - tak jak autorka Przedszkola... przemycić w nich ważne elementy nauki - w tym przypadku istotę niejednoznaczności słów, fachowo - związków frazeologicznych. Czy autorce udało się połączyć ciekawe historyjki z wiadomościami z tego działu języka polskiego? Zdecydowanie tak! Co więcej potrafią nawet u osoby zazwyczaj stroniącej od książek wykrzesać więcej niż odrobinę zainteresowania! No cóż, tutaj już nie potrzeba komentarza... 

Otóż, nie każde dziecko lubi czytać, czy też słuchać różnych historyjek na dobranoc. Jednak ich rodzicom nie wolno się poddawać i mimo wszystko należy poświęcać temu zajęciu co najmniej dwadzieścia minut dziennie. Może z czasem wejść to w nawyk pociechy i już nie będzie ona wyobrażała sobie dnia bez książeczki. Czy zatem jest recepta na idealną opowieść dla dzieci? Raczej nie, ale warto, by zawierała składnik w postaci dobrego humoru. Śmiech zawsze nastraja pozytywnie. Zabawnych scen nie brakuje w recenzowanym opowiadaniu. Moja bratanica i starszy syn chętnie wsłuchiwali się w przygody grupy przedszkolnej pani Matyldy. Nie ma im się co dziwić, ponieważ są one naprawdę ciekawe. Nie działają usypiającą, ale wręcz przeciwnie - momentami niczym czekolada uwalniają endorfiny, byśmy mogli poczuć się wesoło, nawet gdy okoliczności, czy też pogoda za oknem, do tego nie nastrajają. 

Poznajcie zatem ośmioro maluchów i ich przedszkolną opiekunkę - tytułową panią Matyldę. W siedmiu rozdziałach tej książki czeka  na was mnóstwo zabawy. Nie zabraknie tu także ważnych informacji, także o relacjach międzyludzkich. Za pomocą sytuacji, które spotykają naszych młodych bohaterów, poznajemy ukryte znaczenie związków frazeologicznych. Jak wiadomo, dzieci wszystko biorą dosłownie, zatem nie zdziwcie się, jeśli okaże się, że słysząc stwierdzenie "tu jest pies pogrzebany", zaczną martwić się losem zmarłego - w ich mniemaniu - czworonoga. Pomysł na fabułę jest bardzo oryginalny a jej poprowadzenie udało się znakomicie. Każda postać ma swój indywidualny, wyrazisty charakterek. Autorka przedstawiła ich nam bliżej, co jest bardzo ważne, ponieważ dzięki temu można lepiej się z nimi poznać i do nich ustosunkować. O pani Matyldzie również dowiadujemy się ważnych faktów, z  których wywnioskujemy, że z pewnością wszyscy uczniowie chcieliby mieć taką przedszkolankę. Książka nie jest zbyt długa, co uważam za plus. W tych kilku rozdziałach dzieje się naprawdę wiele a podczas ich czytania nie wieje nudą z żadnej strony. Ma ona ponadto wartościowy przekaz dla dzieci, przykładowo - dowiedzą się one, jak poradzić sobie ze smutkiem. Uniwersalna i przystępna treść zachwyca nawet dorosłego.



Wydanie w twardej połyskującej oprawie robi bardzo dobre wrażenie. Książka jest po prostu piękna i urocza. Zaglądając do jej środka możemy tylko potwierdzić nasze pierwsze myśli - zarówno  kolorowe, zabawne i nienachalne ilustracje oraz sam układ treści prezentują się nienagannie. Dodatkowo wprowadzono "Słowniczek pani Matyldy", w ktorym niemal po każdym rozdziale, dowiadujemy sie ciekawych informacji, zwłaszcza o znaczeniu związków frazeologicznych. Calość jest przemyślana w każdym calu, jeżeli chodzi o tekst i wydanie - to niesamowita i jedyna w swoim rodzaju książecza dla maluchów, ale także tych nieco starszych dzieci.



Przedszkole pani Matyldy. Zosia i złote serce to wyróżniająca się oryginalnym pomysłem książka dla najmłodszych, z którą bardzo łatwo się zintegrować. Jeśli wasze pociechy lubią niebanalne, krótkie i zabawne opowieści, to z pewnością spodoba im się właśnie ta książeczka. To wartościowa i przyjemna lektura. 

Za możliwość zrecenzowania książki dziękuję Dominice Smoleń i wydawnictwu Skrzat

niedziela, 25 sierpnia 2019

"Zanim zawieje wiatr" - Katarzyna Wójcik

Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Gatunek: fantastyka 
Liczba stron: 656
Data premiery: 09.07.2018
Moja ocena: 5+/10

Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu Popbookownik.

Wyznaczając sobie zadanie do wykonania, nigdy nie wiemy, co lub kto spotka nas na drodze ku jego realizacji. Jedno jest pewne – potrafimy znieść wiele, by osiągnąć cel. Nawet towarzystwo nielubianych i irytujących osób, bo kiedy niebezpieczeństwo czyha tuż za rogiem, trzeba porzucić negatywne emocje i uczucia, pozbywając się ich ze swojej podświadomości. Tworząc drużynę mamy większe szansę, by zwyciężyć. Jednak nie należy porzucać czujności i bezgranicznie ufać innym, gdyż każdy ostatecznie myśli tylko o własnych korzyściach a egoizm wpisany jest w ludzką naturę. Przygody bohaterów powieści Katarzyny Wójcik, Zanim zawieje wiatr, są tego idealnym przykładem.
Z debiutami tak już jest, że nigdy nie wiadomo, w jakim stylu są napisane. Muszę przyznać, że ja lubię dawać szansę takim nowościom. Czasami można się mile zaskoczyć i trafić na naprawdę dobrą lekturę. Kolejnym razem okaże się, że nie było warto ryzykować. Jednak zawsze powinno się samemu o tym przekonać. Mnie bardzo zainteresował opis książki, który dawał nadzieję na pełną intryg historię. Niestety po jej przeczytaniu okazało się, że nie jestem nią ani zachwycona, ani znudzona.
Świat Czterech Krain
Początkowe wydarzenia nie były dla mnie zbyt zachęcające i trochę czułam się nimi znużona. Bałam się, że tak będzie dalej – długie, skomplikowane opisy rozpraszały moją uwagę i wymagały skupienia. Jednak dalej było coraz lepiej – w końcu autorka musiała jakoś wprowadzić czytelnika w całą opowieść. Z każdą kolejną stroną rozbudza ona jego ciekawość a poznawane stopniowo postacie zapoznają go ze stworzonym przez nią fantastycznym światem. Poszczególne rozdziały dotyczą innego bohatera, co ułatwia odnalezienie się w tej obszernej rzeczywistości, opisanej na ponad sześciuset stronach.
Poznajemy w niej kilku głównych bohaterów – Nieznajomego, Yuna, Minę i Garetta, którzy znaleźli się na tej samej drodze poprzez postawienie przed sobą osiagnięcia identycznego celu. Każdy z nich wyrusza w wędrówkę po Czterech Krainach, by zdobyć cenne dla nich kamienie, których znaczenie ma historyczne korzenie. Los stawia ich w tym samym miejscu. Jednak pomimo tego, że podróżują razem, nie darzą się zbytnią sympatią, a własne towarzystwo traktują niechętnie. Chcąc osiągnąć swoje cele, muszą działać wspólnie, gdyż czyhają na nich karykaturalne stworzenia o potężnej sile, z którymi w pojedynkę sobie nie poradzą. Pomimo wspólnej wędrówki, każdy z nich myśli tylko o sobie i skrywa nie do końca przyjazne zamiary. Jak zakończy się ich podróż?
Przede wszystkim walka
W tej książce na pierwszy plan zdecydowanie wychodzą bijatyki zapoczątkowywane przez bohaterów podczas wyprawy oraz ich walki z potworami stojącymi im na drodze. Opisy wyglądu tych stworzeń są dość szczegółowe, co ułatwia czytelnikowi ich wyobrażenie. Nie brakuje tu brutalnych sytuacji wywołujących u odbiorcy strach i przerażenie. Autorka takim wydarzeniom poświęciła wiele uwagi i to one dominują w całej historii. Wiekszość osób występujących w powieści to wojownicy. Możemy przeczytać tu także o magicznych mocach ziół za sprawą młodej alchemiczki – Miny. Bardzo mało jest innych wątków w powieści. Niekiedy trafiamy na zabawne sytuacje, jednak są one tak nieliczne, że prawie niezauważalne. Poznajemy też w niewielkim stopniu przeszłość kilku osób, co urozmaica w pewien sposób akcję.
Nie zabraknie także spięć pomiędzy bohaterami. Dochodzi do nieporozumień, kłótni i niemiłych sytuacji. Towarzysze darzą się wyraźna niechęcią, dlatego ciągle czułam niepewność względem ich zamiarów.
Czegoś mi tu brakuje…
Zanim zawieje wiatr to opowieść, która potrafi zaciekawić, ale nie na tyle, by całkowicie mnie pochłonąć. Podczas czytania często traciłam wątek. Momentami trudno było mi się wciągnąć w akcję. Nie czułam nieodpartej potrzeby poznania dalszej jej części. Zabrakło w niej może czegoś bardziej realnego? Zakończenie nie jest jednoznaczne i nie wiem, czy mogę spodziewać się kontynuacji… Czas pokaże, co w planach ma autorka.

Jak do tej pory nic nie słychać o kontynuacji przygód owych bohaterów.

czwartek, 22 sierpnia 2019

Moja biblioteczka - cykl "Szkoła latania"


Szkoła latania 
Blisko chmur
Szept wiatru 

Cykl "Szkoła latania" Sylwii Trojanowskiej przeczytałam już dawno temu, ale chciałbym podzielić się z Wami swoją opinią o nim. "Szept wiatru" wygrałam w konkursie a dwie pierwsze części kupiłam w Empiku po promocyjnej cenie około dwunastu złotych za sztukę (uwielbiam takie promocje). Poniżej wstawiam Wam moją opinię na temat pierwszej części - "Szkoły latania", którą napisałam na portalu Lubimy czytać w 2017 roku. Niedługo planuję odświeżyć sobie tę trylogię i przekonać się, czy zrobi na mnie takie wrażenie, jak wówczas.

Moja opinia

Opowieść przyjemna, przeczytana chętnie i z zainteresowaniem. Miałam wrażenie, że główna bohaterka może zostać moją przyjaciółką. Zaangażowałam się w jej problemy i kibicowałam w walce o lepsze życie. Życie bez dodatkowych kilogramów. W rodzinie, w której prym wiedzie pewna narzucająca swoje zdanie ciotka - ciotka, która po porażce w swojej walce, uważa otyłość za coś pięknego, za coś, co powinno być powodem do dumy - w takiej atmosferze trudno jest przełamać się i zacząć walczyć z problemem. Jednak Kaśka ma przy sobie kochającą (szczupłą) mamę, która jest jej podporą i pomocą w osiągnięciu celu.

Poznajemy relację ważne życiowo. Wartość bliskości drugiej osoby w trudnych do realizacji zadaniach - to jak ważne jest, by nigdy nie pozostać z problemem samemu.

Poznajemy zakompkeksioną dziewczynę szykanowaną przez rówieśniczki, która staje się pewną siebie osobą z determinacją dążącą do zaakceptowania siebie za pomocą trudnej drogi w stracie nadwagi.

Kaśka stała mi się bliska także za sprawą swojej pierwszej miłości. Miłości dopiero rozkwitającej, ale już niełatwej. Maks poznany na grupie terapeutycznej anonimowych grubasów nosi ze sobą jakąś tajemnicę. Tajemnicę związaną z piękną blondynką, która nie chce pozwolić na jego szczescie z Kaśką. Jest to intrygujący wątek i jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy tych bohaterów, dlatego z chęcią sięgnę po kolejne części.

Szczególnie wzruszył mnie jednak wątek z udziałem przyjaciółki Kaśki. Jej problemy rodzinne wzbudziły we mnie złość, współczucie. Mam nadzieję, że zostaną rozwiazane, bo choć okrutne to często mają swoje odbicie w rzeczywistosci.

Inne książki autorki:

A gdyby tak...

Trylogia Sekrety i kłamstwa (Sekrety i kłamstwa, Prawdy i tajemnice, Powroty i wspomnienia)

Znacie twórczość Sylwii Trojanowskiej? Warto sięgnąć po jej kolejne powieści?

piątek, 9 sierpnia 2019

Kilka rad ze świata zabawek i krótki przewodnik po "Toy Story"

Źródło

Wszystko zaczęło się w 1995 roku. Wtedy widzowie po raz pierwszy mogli obejrzeć film animowany pod tytułem Toy Story. Wkraczając w świat zabawek trudno się z niego wyrwać, dlatego też w roku 1999 wszyscy niecierpliwcy doczekali się kontynuacji owej produkcji. Każdy wie, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Disney postanowił po raz kolejny nasycić apetyty osób spragnionych poznania dalszych losów żyjących zabawek i w 2010 roku stworzył już trzecią odsłonę ich przygód. Po niespełna dekadzie od tamtego czasu właśnie dzisiaj odbyła się premiera czwartej części Toy Story. Zanim ta wiekopomna chwila nadszła, postanowiłam szybko przypomnieć sobie to, co w tej serii najważniejsze. Poznajcie zatem krótki przewodnik po krainie zabawek. Może uda się z niego wynieść coś dla siebie i swoich dzieci?

Zabawki mają swoje życie

W całej serii prym wiedzie kukiełka o pospolitym imieniu. Chudy, bo o nim mowa jest zabawką mieszkającą w pokoju Andy'ego. Pod nieobecność ludzi on i jego kompani ożywiają. Ten, kto ma styczność z dziećmi wie, że wcale nie jest to aż tak absurdalny pomysł. Przedmioty przeżywają niekiedy katusze z małych rączek, gdyż są na przykład zbyt mocno przytulane. Wydaje się więc, że w końcu mogą odetchnąć. Nic bardziej mylnego, bowiem ich głównym zadaniem zawsze jest niesienie radości swoim właścicielom. Chudy jest w stanie zbratać się ze swoim konkurentem i dla dobra chłopca zrobi wszystko. W tej części przygody dowiemy się, że zabawki pomimo tego, iż mają swoje życie nie przestają myśleć o dzieciach, które je kochają. Bądźmy zatem takimi "zabawkami" dla swoich pociech.

Zabawki to bohaterowie 


Kto oprócz Chudego występuje w tej historii? Warto poznać całą niesamowitą drużynę. Wiemy dobrze, że zabawki potrafią zdziałać cuda. Są z dziećmi od najmłodszych ich lat i potrafią ukoić wszelkie smutki. Mają także swoje charakterki. Możemy przekonać się o tym poznając znerwicowanego dinozaura Rexa i innych bohaterów Toy Story: jamnika o imieniu Cienki, świnkę-skarbonkę Ham czy pasterkę owieczek i grupę żołnierzyków. Zabawki to towarzysze naszych dzieci: uczą, bawią i są zawsze wtedy, kiedy ich potrzebują.

Zabawki mają swój dom

Przejdźmy teraz do drugiej części. W tej historii powieje trochę grozą. Chudy zostanie bowiem sprzedany chciwemu kolekcjonerowi zabawek. Na szczęście może liczyć na grupę przyjaciół, która przychodzi mu z odsieczą. Czy uda mi się powrócić do swojego domu? Cóż można wywnioskować z tego krótkiego opisu? Otóż, napiszę krótko: zabawki mają swój dom i bardzo nie lubią go opuszczać. Może nie wszystkie, z pewnością jednak są takie, które powinny zostać w nim na zawsze. Nie wyrzycajmy ich więc bez skrupułów, pozwólmy dzieciom pożegnać się z nimi na swój własny sposób.

Zabawki mają swoje miejsce 


Toy Story 3 to część, w której Chudy wraz ze swoimi przyjaciółmi trafia do przedszkola. Dzieci tam traktują ich w bardzo nieodpowiedni sposób. Bohaterowie planują więc wielką ucieczkę. Czy zakończy się ona dla nich sukcesem? Nie wszystkie zabawki lubią zmieniać właścicieli. Z pewnością nikt nie lubi znaleźć się w obcym miejscu. Jednakże idąc na przekór tej historii, zasugeruję, że warto się dzielić niepotrzebnymi i nieużywanymi zabawkami a zostawić te, które mają w naszym domu stałe miejsce i pilnować, by zawsze tam wracały. Nauczeni doświadczeniami Chudego powierzajmy je tylko w odpowiedzialne ręce, by nie zdezerterowały, ale mogły w nowym miejscu uwić sobie przyjemne gniazdko.

Zabawki są nieprzewidywalne

Jako, że premiera czwartej części przede mną trudno mi ocenić, co też można z tej historii wynieść dla dobra zabawek i naszych dzieci. Czy będzie to część godna poprzednich? Miejmy nadzieję, że tak. Na koniec nasuwa mi się na myśl taka uniwersalna rada: znajcie umiar i nie obsypujcie dzieci wieloma zabawkami. Coraz trudniej jest się im przyzwyczaić do jednej, gdyż w pudle czeka na nich pięćdziesiąt innych. Kupujmu je co jakiś czas. Może warto iść za przykładem Disneya i rozpieszczać nasze pociechy raz na kilka lat? To by była rewolucja! Niesłychana i z pewnością nierealna. Jednak pożartować zawsze można. Cała seria jako filmy animowane jest godna polecenia a czwarta część jest jej już definitywnym zakończeniem.

czwartek, 20 czerwca 2019

"Horologium czyli dom niezwykłych zegarów" - Ariadna Piepiórka

Autor: Ariadna Piepiórka
Tytuł: Horologium czyli dom niezwykłych zegarów
Wydawnictwo: Skrzat
Rok wydania: 2019
Liczba stron: 360
Ocena: 8/10

Baśń to gatunek literacki, który od dziecka mnie intryguje i fascynuje. Wiele historia tego typu znam na pamięć i ciągle mam ochotę poznawać nowe. Analizując rozgrywające się w nich wydarzenia można odczytać niejedno przesłanie odzwierciedlające rzeczy ważne i istotne w prawdziwym życiu. Horologium czyli dom niezwykłych zegarów to baśń autorstwa Ariadny Piepiórki. Książka zainteresowała mnie swoim opisem, zachęcając do jej przeczytania. Tak naprawdę już samo nazwisko autorki przyciągało mnie do tej historii, gdyż jej poprzednia książka (O księżycu z komina domu na wzgórzu) zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Czy w przypadku tej książki było podobnie?

Na początek chciałabym pochwalić samo wydawnictwo Skrzat za dbałość o estetykę przesyłki, która sprawia czytelnikowi niemałą radość. Jego pracownicy przywiązują uwagę do detali, które tworzą niepowtarzalną całość. Podobnie jest z samą książką. Horologium to prosta i przemyślana pod każdym względem opowieść zabierająca nas w klimat tajemnicy, nostalgii, grozy ale także tęsknoty za radością z każdego dnia i miłością drugiego człowieka. Rozsiadźcie się więc wygodnie i poznajcie pewnego dziecka, od którego wszystko się zaczęło...

Główny bohater to chłopiec, który nie ma szczęśliwego życia, gdyż został skazany na wieczne uwięzienie w domu z ponurą i nieprzyjemną opiekunką. Nie może wychodzić na dwór i bawić się tak jak inne dzieci. Jednak pewnego dnia wraz ze swoją przybraną siostrą Zosią, ucieka z tego okropnego miejsca. Oboje trafiają do Horologium - miejsca zamieszkiwanego przez tak zwanych niezwykłych, których zadaniem jest strzec pewnej tajemniczej skrzyni. Legenda głosi, że zła czarownica uwięziła klucz do niej w sercu małego dziecka. Chciwi ludzie pragną odnaleźć je i zdobyć klucz do najcenniejszej rzeczy na świecie. Niebezpieczeństwo czyha na każdym kroku i nawet Olek nie może już czuć się bezpiecznie. Jesteście ciekawi jak skończy się ta historia? 

Pomysł na fabułę ociera się o znane schematy, jednak mimo to jest oryginalny w swoim rozwinięciu. Z pewnością rozgrywające się wydarzenia są intrygujące i poruszające, ale w stopniu zminimalizowanym. Nie odczuwałam większych emocji podczas poznawania tej opowieści. Z jednej strony, patrząc z perspektywy dziecka, uznaję to za plus jako subtelne przedstawienie istoty toczących się wydarzeń. Są one przesiąknięte trudnymi tematami, jak samotność, chciwość i osiągnięcie władzy za wszelką cenę. Mogą być przestrogą dla małych odkrywców świata, by wystrzegali się sytuacji i uczynków zapoczątkowujących rozwoju tych uczuć we własnym sercu.

Książka jest dość gruba. Nie ma się co jednak zniechęcaćwiczenia, gdyż wpływ na to mają także ilustracje i wielkość czcionki przystosowana do wygodnego czytania dla dziecka. Baśń jest dedykowana czytelnikom od dwunastego roku życia i w pełni to popieram. Ilustracje nie są kolorowe, ale subtelnie obrazują sceny z całej opowieści. Zofia Zabrzeska umiejętnie odzwierciedliła emocje bohaterów i ukazała je czytelnikom za pomocą techniki cieniowania. Prostota rysunków pozwala na szybką ich interpretację i powiązanie z treścią. To wartościowe jej uzupełnienie umilające poznawanie całej historii.

"To nie od magicznych mocy zależy, czy ktoś stanie się niezwykłym, ale od tego, jak wykorzystamy nasze możliwości."

Nie sposób także nie wspomnieć o fantastycznych bohaterach tej opowieści. Mieszkańcy Horologium zachwycają swoimi umiejętnościami i sposobem bycia. Natomiast postępowanie głównego bohatera, którym jest Aleksander zasługuje na uznanie i szacunek. Okazuje się bowiem, że jest pozbawiony magicznych mocy, ale dzięki swojemu zachowaniu nawet nsjzwyklekszy uczynek może stać się niezwykły, jeśli płynie prosto z serca i kieruje nim dobro. Należy również pochwalić autorkę za sprytne ukrycie zamiarów pewnych osób i zaskoczeniem nimi czytelników. Na zakończenie wszystko zostaje wyjaśnione i podsumowane. Większość elementów całości nie wymaga podkreślenia i można zrozumieć je bezproblemowo. Myślę jednak, że takie rozwiązanie nie jest zbędne i w dobry sposób podkreśla sens pewnych wydarzeń. 

Horologium czyli dom niezwykłych zegarów to opowieść o cechach ludzkiego charakteru a szczególnie o ich złej stronie. Ukazuje jakie mogą być efekty poddania się nim. Za pomocą ciekawych postaci i umiejętnego poprowadzenia fabuły autorka oddaje w ręce czytelników ciekawą historię wartą przeczytania.

Za możliwość zrecenzwania książki dziękuję Dominice Smoleń i wydawnictwu Skrzat.

piątek, 14 czerwca 2019

"Ręce ojca" - Aleksandra Julia Kotela

Autor: Aleksandra Julia Kotela
Tytuł: Ręce ojca
Wydawnictwo: JanKa
Liczba stron: 320
Data wydania: 16.05.2019
Ocena: 7/10

Rodziny się nie wybiera. Wiadomo, że ma ona niezwykle istotny wpływ na kształtowanie młodego człowieka. Jest wzorem zachowań i funkcjonowania w społeczeństwie, jest także wyznacznikiem szczęścia dziecka. Niepełna rodzina może być szczęśliwa, ale zawsze pozostaje pewien niedosyt, jakaś luka, która domaga się zapełnienia. Bardzo lubię powieści problematyczne, skomplikowane i zagmatwane pod względem rozbudowania fabuły. Moim czytelniczym spełnieniem jest lektura, która zmusza do refleksji. Nie pozwala o sobie szybko zapomnieć. Ręce ojca zaintrygowały mnie swoim opisem. Przyciągnęły połączeniem różnych gatunków literackich. Bardzo chciałam poznać tę historię. 

Pomysłowe wydarzenia opisane w tej książce przesiąknięte są dramatem, nie dają czytelnikowi spokoju i chociaż wkrada się pomiędzy strony szczypta znudzenia to w ogólnym rozrachunku powieść zasługuje na wyróżnienie i docenienie poprzez swoją oryginalność i sposób przedstawienia dążenia do prawdy głównej bohaterki.

Julia nie zna swojego ojca. Wychowana została przez matkę, z którą niestety nie ma dobrych relacji. Nie wie, dlaczego nigdy nie mogła utrzymywać kontaktów ze swoim tatą, została ich pozbawiona bez poznania przyczyny. Po otrzymaniu informacji o jego śmierci wyrusza w podróż po prawdę. Do kraju, w którym wszystko się zaczęło. Do miasta, który może stać się jej nowym domem. Nie spodziewa się jednak, że ta prawda będzie aż tak brutalna. Jak wpłynie na jej dalsze losy. Czy warto było jej dociekać? Może czasami lepiej pozostać w niepewności a przeszłość zagrzebać, by nie stała na drodze do lepszej przyszłości. Jednak ta przyszłość czasem musi zostać ukierunkowana poprzez zamknięcie wcześniejszych rozdziałów i otworzenie drzwi ku nowemu, spokojnemu biegowi czasu.

Początek historii był dla mnie zachęcający. Styl, którym posługuje się autorka jest niebanalny, wkracza na wyższy poziom, na którym jednak z łatwością można się odnaleźć i do niego przystosować. Przez to odnosiłam wrażenie, że czytam coś istotnego, coś prawdziwego i istotnego. Kreacja głównej bohaterki bardzo przypadła mi do gustu. To osoba, z którą mogłabym porozmawiać na niejeden temat pomimo odmiennych spostrzeżeń na otaczający nas świat. I tutaj muszę wspomnieć o poruszeniu trudnych kwestii rządzących światem, niektóre z nich są stereotypowe, ale niewątpliwie są prawdziwym obrazem rzeczywistości. Poważne sprawy mają momentami sarkastyczny wydźwięk i nie ma w tym nic dziwnego, bo prawda często jest zamiatana pod dywan i przysłaniana opaską naiwności.

Książka porusza trudne tematy w każdej kwestii dotyczącej gatunków, w które autorka postanowiła wpisać swoją powieść. Również w aspekcie pojawiającego się w tej historii romansu. Pokazuje trudną, ale też silną stronę miłości. Pokazuje nie tylko piękno zewnętrzne, ale wnętrze drugiego człowieka. Chociaż momentami akcja zbyt się przedłużała a zwłaszcza w końcowym etapie czytania miałam ochotę kilka razy odłożyć książkę, to jednak tajemnica, którą ukryła Kotela powodowała, iż nie byłam w stanie zamknąć jej bez poznania prawdy. 

Zagmatwane ścieżki rodzinne doprowadzają do niejednej tragedii. Nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Jedyne czego mi zabrakło to ukazania większej wrażliwości na ogrom takiej tragedii. Pomimo drobnych zastrzeżeń książkę uważam za bardzo dobry debiut i mam nadzieję, że spod pióra autorki wyjdzie jeszcze niejedna warta przeczytania powieść. Szczególnie umiejętnie poprowadziła aspekt wyzwalający w czytelniku niepewność o przeszłość bohaterki i podtrzymanie oraz rozbudzanie chęci do poznania wszystkich tajemnic.

Ręce ojca to wielopokoleniowa historia ukazująca rodzinną tragedię z perspektywy czasu. Napisana dosadnym i oryginalnym stylem daje poczucie realności i potrzebę utożsamienia się z bohaterami. Porusza trudne tematy i zwraca uwagę czytelnika na ważne kwestie dotyczące jego korzeni i miłości, która nie zawsze jest łatwa, ale zawsze niesie ze sobą istotne doświadczenia. Julia to bohaterka, której losy nie są czytelnikowi obojętne. Wraz z nią pragnie on poznać wszystkie tajemnice, które pozostając w ukryciu nie pozwalają na zeznanie spokoju. Idealna lektura dla osób szukających w literaturze zachęty do przemyśleń nad istotnymi sprawami egzystencji człowieka, ze szczególnym uwzględnieniem wpływu rodziny.

Za możliwość napisania recenzji dziękuję Dominice Smoleń i wydawnictwu JanKa.

poniedziałek, 3 czerwca 2019

Z perspektywy dziecka - Dziewczynka, która kocha książki


Pola jest małą dziewczynką. Nawet nie wie, ile dokładnie ma lat. W sumie wydaje jej się, że jest to nieistotne. Najważniejsze, aby jej brat Aleks jak najszybciej wrócił już ze szkoły do domu. Dzisiaj jest środa, a to dzień tygodnia, w którym otwierają bibliotekę. Tak bardzo chce, aby Aleks już przyszedł. W końcu słyszy kroki na korytarzu, więc biegiem rusza do drzwi wejściowych i... bam - z impetem upada na podłogę. Aleks otwierając drzwi niechcący wywrócił małą dziewczynką.

Jednak ona nie płacze, pomimo wielkiego guza na głowie. Od razu szybko wstaje, aby dorwać plecak Aleksa a tam - o jej - ogarnięta nieopisaną radością zaczyna wyciągać z niego... malutkie książeczki. Jedna po drugiej a potem po cztery na raz. Jest ich ze dwadzieścia a każda skrywa niesamowitą historię. Pola jest taka szczęśliwa. Kocha Aleksa, kocha świat, kocha wszystko, bo kocha książki i ma dobre maleńkie serduszko. Bądźcie jak Pola, pozwólcie żeby książki dawały wam radość, zarażajcie nią wszystkie dzieci. 

Hmmm... łatwo powiedzieć, ale nie wszystkie dzieci kochają książki tak jak Pola. Dla niektórych czytanie to przykry obowiązek i choćbyśmy bardzo chcieli to trudno przekonać je, że daje wiele przyjemności. Są chłopcy, którzy wolą grać w piłkę, oglądać bajki a kiedy proponuje się im wspólną lekturę płaczą, bo myślą, że to kara.

Pola ma starszego braciszka. Nie tego, co przynosi jej książki ze szkoły, bo on jest już duży i chyba ma dziewczynę, ale jeszcze jednego, na którego mamusia krzyczy, gdy nie chce czytać. Bardzo nie lubi tych krzyków, ale mamusia jest taka nerwowa i nie może znieść, że Iwo nie kocha książek tak jak my. Wiecie, on naprawdę jest niemożliwy, ciągle jej dokucza a ona chyba sobie z nim nie radzi. Może wy drodzy czytelnicy chcielibyście pomóc mamusi Poli, by mogła przekonać Iwa, iż czytanie to wcale nie jest przykry obowiązek?

Sama Pola choć jest jeszcze mała napisała z pomocą Aleksa:

1. Nie denerwuj się
2. Nie płacz
3. Bądź wytrywała

Niestety Pola myśli, że jednak z Iwa nie będzie książkokoholika, prędzej jakiś sportowiec, ale przecież sportowcy też muszą umieć czytać. W ogóle wszyscy powinni czytać i nie mówić brzydkich słów. Ah dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane?

Na koniec wspomnę wam jeszcze o ulubionej książeczce Poli. Jest ona bardzo stara i zniszczona i wcale nie jest malutka, ale zawiera tyle ciekawych opowieści, że nie sposób jej nie pokochać. Ulubiona baśń dziewczynki to ta o dwóch Doratkach. Przed snem tata często opowiada ją malutkiej Poli. A w tym czasie Iwo ogląda bajkę w swoim pokoju i nie chce się do nich przyłączyć. Może kiedyś zmieni zdanie? Jak myślicie? 

wtorek, 7 maja 2019

"Elementals. Proroctwo cieni" - Michelle Madow

Autor: Michelle Madow
Tytuł: Elementals. Proroctwo cieni
Wydawnictwo: Kobiece
Ocena: 7/10

Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu Popbookownik.

Każdy chciałby być wyjątkowy. I każdy jest. Tylko czy w taki sposób, jaki chce? Niekoniecznie, ale… nie wszystko złe, co nieświadome. Po szoku związanym z nową, niespodziewaną sytuacją, następuje jej zrozumienie i akceptacja. Przekonała się o tym Nicole Cassidy – główna bohaterka cyklu Elementals Michelle Madow, autorki książek dla młodzieży. Świat potomków greckich bogów i magicznych mocy czekają na Nicole i na nas już w pierwszej części – Proroctwie cieni.

Nasza przygoda z mitologią zaczyna się na lekcjach języka polskiego. Jedni w zgłębianiu jej tajemnic widzą tylko kolejny obowiązek, drudzy – interesującą lekturę, którą czyta się nie tylko z przymusu, ale także z czystej ciekawości. Ja należę do tej drugiej grupy. Zafascynował mnie świat greckich bogów, ich przeżycia i wartości, dlatego też niezwykle spodobał mi się pomysł na fabułę powieści. Dodając do tego analogię do Harry’ego Pottera, wiedziałam, że muszę poznać tę historię.
Poza tym nic, co fantastyczne (w znaczeniu gatunku książki), nie jest mi obce. Każda powieść fantasy wprowadza czytelnika w alternatywną rzeczywistość, która pozwala mu oderwać się od codzienności. Proroctwo cieni ukazało się w ramach serii Young, co oznacza, że głównym jego adresatem jest młodzież. Magia, mity, energia i zapał do przygód – aż chce się rzucić wszystko i odpłynąć w nieznany świat, odprężyć się i być może, na jakiś czas, stać się kimś innym.

Nowa rzeczywistość
Nicole, wraz z rodzicami, przenosi się z Georgii do Massachusetts. Motyw przeprowadzki pojawia się w literaturze tego gatunku dość często i chociaż wydaje być się już oklepany, to jak najbardziej tu pasuje i doskonale wprowadza w całą historię. Jest swego rodzaju symbolem nowego początku, bo Nicole, zmieniając miejsca zamieszkania, jednocześnie wkracza w nową rzeczywistość, w której musi się odnaleźć i do której powinna się przystosować. Dowiaduje się, że w jej żyłach płynie krew greckich bogów, a ona sama ma moce, o których nawet nigdy nie śniła. Jej przyszłość zostaje podyktowana tym faktem. Możemy razem z nią wkraczać w ten nowy świat, poznając jego tajemnice i prawa nim rządzące. Świat, który przyciąga swoją niezwykłością i z którego trudno się wyrwać.
Nicole trafia do klasy, w której uczą się potomkowie greckich bogów. Tam poznaje nowych znajomych, z których nie każdy ma wobec niej przyjazne zamiary. Obserwujemy tu wielowątkowość relacji. Autorka stworzyła interesujących bohaterów, z których każdy coś wnosi w życie Nicole. Nie spodziewajcie się jednak samych przyjemności i pomocnych osób – będzie się pomiędzy nimi wiele działo, a wy sami zdecydujecie kogo polubić, a kogo nie. Nicole, Blake’a, Danielle, Kate czy Chrisa? Oprócz posiadanych mocy tę piątkę łączy coś jeszcze – pradawne proroctwo, z którym muszą się zmierzyć i zahamować szerzące się niebezpieczeństwo. Jak wybrańcy poradzą sobie ze wskazówkami, czy przetrwają i dobrze wykonają powierzone im zadania? Czeka ich sprawdzian, podczas którego będą musieli wykorzystać swe moce, by osiągnąć cel im wyznaczony.

Porwanie bez specjalnych efektów
Proroctwo cieni to powieść, którą czyta się szybko, lekko i przyjemnie. Dałam się porwać w wykreowany przez autorkę świat, z ciekawością przerzucałam kartki książki, by jak najszybciej poznać dalszą część przygód bohaterów. Jednak po pewnym czasie, chociaż akcja nabrała tempa, straciłam początkowy zapał, a wydarzenia zaczęły sprawiać wrażenie nieco banalnych. Być może to styl pisania autorki wywołał we mnie takie odczucia – w końcu książka jest adresowana do młodzieży, a bohaterami są licealiści, więc nie należy spodziewać się rozbudowanych opisów. Najważniejsze, że pomysł na wykorzystanie wiedzy na temat mitologii greckiej się sprawdził.
Chociaż w całej historii zabrakło mi czegoś spektakularnego, to jednak nie żałuję, że poznałam tę obdarzoną mocami żywiołów piątkę bohaterów i razem z nimi przeżywałam spotykające ich przygody. Muszę przyznać, że ich polubiłam, pomimo tego, iż czasami bywali irytujący i zbyt pewni siebie. Fakt posiadania mocy traktowali zbyt swobodnie, wiele ryzykując i będąc przekonanymi, że taka czy inna umiejętność ich uratuje.
Kate – znawczyni historii swoich przodków – pomaga Nicole zrozumieć to, o czym właśnie się dowiedziała, Chris – wielbiciel burgerów – wprowadza luźny ton podczas spotkań całej grupy, Danielle – buntowniczka z czarnymi myślami oraz Blake – jej nieziemsko przystojny chłopak. Razem tworzą zgraną drużynę, chociaż powstają pomiędzy nimi pewne spięcia. Autorka nie pozwala nam się nudzić i nawet wielbiciele romansów znajdą w tej historii coś dla siebie. Jakie uczucia rozwiną się wśród przyjaciół? Spodobał mi się ten wątek powieści. Być może jest trochę szablonowy, ale wnosi powiew realności i swego rodzaju dramatyzmu. Jestem ciekawa, jak dalej potoczą się ich losy. Zanim się tego dowiemy musimy oderwać się od rzeczywistości i razem z bohaterami podążyć za wskazówkami prowadzącymi w nierzeczywiste miejsca.

Podróż ku Cieniom
Bohaterowie Proroctwa nie mieli łatwego zadania do wykonania, dlatego zawzięcie im kibicowałam od momentu, w którym, za sprawą przepowiedni sprzed lat, rozpoczęła się wspomniana już wcześniej wędrówka. Podczas niej nie zabrakło strachu, niepewności, a także zawistnych potworów, chcących udaremnić wybrańcom dotarcie do celu. Dałam się zaskoczyć rozgrywającej się akcji i pomimo swego rodzaju „absurdalności” wydarzeń, zauważalnej nawet w nierzeczywistym świecie miło wspominam całą przygodę.
Historia stworzona przez Madow nie jest zbyt wymagająca, ale jednak wciąga. Myślę, że to trafne określenie. Z niecierpliwością czekam na drugą część. Chciałabym dowiedzieć się, co czeka piątkę potomków greckich bogów i jak rozwinie się wątek przepowiedni. Niestety druga księga ukaże się dopiero w sierpniu, ale na pewno będę pamiętała o cyklu Elementals, bo koniecznie muszę zaspokoić swoją ciekawość.
Proroctwo cieni zapewnia czytelnikowi przyjemną lekturę, która pozostawia po sobie miłe wspomnienia. Rozbudza ciekawość i wzbudza apetyt na więcej. Pomimo iż narracja nie wymaga wielkich przemyśleń i wydaje się być trochę banalna, to jednak, w ostateczności, książka relaksuje, a poznając bohaterów można powrócić do czasów wczesnej młodości lub zyskać nowych fikcyjnych przyjaciół.

czwartek, 2 maja 2019

Wywiad z Dominiką Smoleń


Ten rok będzie należał do Dominiki Smoleń! Dlaczego? Bo czekają na nas co najmniej trzy premiery napisanych przez nią książek. Poza tworzeniem powieści Dominika pisze także recenzje książek na jednym z moich ulubionych blogów. Cieszę się, że mogłam zadać jej kilka pytań. Chcecie poznać autorkę trochę bliżej? Zapraszam do przeczytania krótkiego wywiadu!


Laurel: Z pewnością nie wszyscy jeszcze wiedzą, że zasilasz ekipę Naszego Książowiru – popularnego bloga książkowego. Przyznam szczerze,  że ciekawi mnie jego geneza. Czy mogłabyś przybliżyć nam początki tego przedsięwzięcia? Najpierw zrodził się pomysł na publikowanie recenzji a może na napisanie pierwszej książki?

Dominika Smoleń: Najpierw postanowiłam pisać recenzje – a to i tak był przypadek. Weszłam na bloga „Blask Książek”, gdzie akurat mieli nabór i postanowiłam się zgłosić, gdyż skusiła mnie wizja darmowych książek i szerzenia swojej opinii (tak, byłam wtedy jeszcze młoda i głupia). Wytrwałam tam rok – dalej nie wiem, jakim cudem się tam dostałam, z racji tego, że moje recenzje nie były wtedy najlepszej jakości: ot, kilka zdań. Później ze swoimi przyjaciółkami postanowiłam założyć coś swojego – tak powstał Nasz Książkowir. Od tego czasu skład na blogu się zmieniał (doszło kilka osób, kilka osób odeszło), ale ja jestem niezmienna i nie planuję opuszczać Ekipy Książkowiru. Za dużo fajnych akcji tam robimy!
A pomysł na książkę? Zrodził się jakoś później, kiedy miałam już swojego bloga. Kiedy dokładnie? Niestety nie pamiętam, ale wiem, że to też było moje kolejne marzenie, które udało mi się spełnić.

Laurel: Do tej pory zostały wydane dwie Twoje powieści – „Cena naszych pragnień” i „Bieg do gwiazd”, a w tym roku czekają na nas jeszcze trzy, w tym niebawem „Gaming house” – czy któraś z nich jest dla Ciebie szczególnie ważna?

Dominika Smoleń: Wszystkie są dla mnie ważne. Jak dzieci. Co tu dużo mówić – do pisania każdej włożyłam serce i przy każdej się przyłożyłam na tyle, na ile mogłam. Niektóre książki bardziej poruszają mnie emocjonalnie, inne w jakiś inny sposób. Z każdą jestem bardzo mocno związana i bardzo bym chciała, żeby czytelnikom się spodobały. Czy tak się stanie? Mam nadzieję!

Laurel: Napisanie książki wcale nie jest prostym zadaniem. Zdradź nam jak się mobilizujesz, by historia, którą tworzysz mogła dotrzeć do czytelników a nie pozostała wyłącznie niedokończonym plikiem tekstowym?

Dominika Smoleń: Rozpisuję sobie fabułę – a raczej jej główne aspekty. Do tego zbieram ekipę osób, które mnie motywują i na bieżąco czytają, co piszę. Staram się też pisać codziennie, chociaż po pięć stron (co nie jest jakimś wybitnym wynikiem, naprawdę!). Jakoś to idzie – dotychczas z tego powodu udało mi się skończyć aż tyle książek, więc te sposoby muszą w jakiś sposób działać.

Laurel: Napisałaś także opowiadania do dwóch antologii: „Oblicza śmierci” i „Pod świątecznym niebem”. Zysk z ich sprzedaży jak i z „Gaming house” przeznaczony będzie na cele charytatywne. Co jest dla Ciebie impulsem, by pomagać innym?

Dominika Smoleń: Lubię pomagać i lubię, jak mi pomagają (kiedy potrzebują pomocy). Jeśli więc jestem w stanie coś zrobić, to po prostu to robię i się dzielę. To proste!

Laurel: Wiadomo, że nie samym pisaniem i czytaniem człowiek żyje 😉 Zatem: czym zajmujesz się poza tą sferą i czy masz jakieś inne hobby?

Dominika Smoleń: Lubię oglądać seriale (szczególnie medyczne), spotykam się ze znajomymi oraz ze swoim chłopakiem, bawię się także ze swoimi zwierzakami. Trochę też muszę się uczyć – bo studiuję. Dorabiam też na zleceniach w promocji w wydawnictwach książkowych. No cóż, mój grafik jest wypchany!

Laurel: Najbliższe miesiące z pewnością będą dla Ciebie pracowite. Mogłabyś zdradzić nam jakieś szczegóły dotyczące książki, którą teraz piszesz?

Dominika Smoleń: Opowiada ona o losach skoczka narciarskiego… i na tym na razie chciałabym skończyć. Napisałam już ponad połowę książki i mam nadzieję, że dam radę ją dokończyć do końca maja (no, może do końca czerwca). Chciałabym w tym roku napisać jeszcze dwie książki – jedną w wakacje, a drugą po wakacjach. Pomysłów mam masę, tylko czasu nie ma, żeby je wszystkie spisać!


Laurel: Na koniec chciałabym zadać Ci jeszcze kilka pytań od czytelników bloga:

J. G.-Sz.: Czy zgodziłaby się Pani na ekranizację Pani książki, jeśli tak to której? Od jakiego reżysera/-ki przyjęłaby Pani taką propozycję i dlaczego? Pozdrawiam 🙂

Dominika Smoleń: Nie mam ulubionego reżysera, ale bardzo bym chciała, żeby zekranizowana została książka „Bieg do gwiazd” albo „Serce na sprzedaż”. Czemu? Nie wiem. Chyba jestem z nich najbardziej dumna, ot co.

K. S.: Do działania, pracy i w życiu bardziej motywują Panią sukcesy i pozytywne opinie, czy raczej porażki i krytyka?

Dominika Smoleń: Oba. Bez jednego i drugiego nie byłabym w stanie odpowiednio nad sobą pracować – w życiu trzeba znaleźć odpowiedni balans. Mam nadzieję, że mnie się to udaje.

K. S.: Czy myślała Pani o tym, żeby zrobić psikusa czytelnikom, może pozyskać też nowych fanów i napisać książek pod pseudonimem?

Dominika Smoleń: Szczerze powiedziawszy to nie myślałam nad tym. Dobrze się czuję w swoim gatunku, jako ja. Fani wiedzą, czego oczekiwać. Jeśli miałabym kiedyś zrobić coś takiego, to musiałabym chyba pokombinować z innym gatunkiem – ale to na pewno nie nastąpi w najbliższej przyszłości!

K.S.: Jeśli dostałaby Pani propozycję napisania książki w duecie z innym autorem/autorką to kogo by Pani wybrała?

Dominika Smoleń: Mam wielu takich autorów. Cenię sobie masę zagranicznych twórców, ale jeśli chodzi o polskich pisarzy, to wybrałabym chociażby Katarzynę Berenikę Miszczuk, czy Gaję Kołodziej. Na pewno byłoby nam wesoło!

D. D.: Jak długo zajęło Pani pisanie książki „Gaming house”, skąd akurat pomysł na taki tytuł? Pozdrawiam

Dominika Smoleń: Tę książkę pisałam jakieś pół roku. Tworzyłam ją aż tyle, gdyż pisałam średnio jeden rozdział w tygodniu – przez co trochę się to opóźniło. Tytuł natomiast jest trochę dwuznaczny – po angielsku to znaczy gra i zabawa.

P. L.: Co inspiruje Panią do pisania?

Dominika Smoleń: Otoczenie – naprawdę nie ma lepszej inspiracji niż to, co nas otacza!

A.Sz.: Jaki czas dnia/pory roku jest najlepszy do pisania?

Dominika Smoleń: Nie ma najlepszej pory – wystarczy tylko znaleźć trochę wolnego czasu, usiąść wygodnie i zacząć tworzyć. Po prostu. Nie ma tu większej filozofii.

Laurel: Dziękuję za poświęcony czas i z niecierpliwością czekam na premierę „Gaming house”, a więc na dzień 21.05.2019.

sobota, 13 kwietnia 2019

"Wszystko, co mam" - Katie Marsh

Autor: Katie Marsh
Tytuł: Wszystko, co mam
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 488 
Data wydania: 20.10.2016
Ocena: 7/10

Choroba to bardzo trudny temat. Bolesny, a nawet przerażający. Często dotyka człowieka niespodziewanie lub niszczy jego życie latami, codziennie przygasając iskrę nadziei na szczęście i lepszą przyszłość. Mogę napisać, że potwierdzam tezę, iż ludzie doświadczeni nieszczęściem choroby zazwyczaj są bardzo silni i z wytrwałością z nią walczą. Książki traktujące o takim temacie zazwyczaj są poruszające i wywołują wiele emocji. Wszystko, co mam opowiada o losach małżeństwa, które przechodzi kryzys a ponadto ich życie niespodziewanie wywraca do góry nogami udar - doświadcza go mężczyzna w młodym wieku, sprawny i niespodziewający się takiego zagrożenia. Jak para poradzi sobie w tej trudnej sytuacji? Ich historia jest bardzo realistyczna i na swój sposób pokrzepiająca... 

Tom i Hanna przeżywają trudne chwile w swoim związku. Poznajemy ich w chwili rychłego rozpadu ich małżeństwa. Los jednak ma wobec nich inne plany, doświadcza mężczyznę niespodziewaną chorobą, w wyniku której traci sprawność fizyczną i na nowo musi uczyć się podstawowych czynności. Czy Hanna zostaje z nim wyłącznie z litości a może ożywają w niej na nowo uczucia do męża? Wątkiem przewodnim jest sytuacja Toma po udarze, jednak mamy szansę poznać także inne aspekty w tej opowieści. Jednym z nich jest pracoholizm i brak czasu dla drugiej osoby, co nigdy nie rokuje na szczęśliwą przyszłość i prędzej czy później doprowadza do rozpadu związku.

Autorka snuje swą opowieść na dwóch płaszczyznach czasowych. Rozpoczyna momentem teraźniejszym i przeplata go rozdziałami z przeszłości bohaterów. Ten zabieg pozwala nam poznać ich lepiej oraz zrozumieć ich problemy, co ułatwia nam ustosunkowanie się do nich. Małżeństwo Hanny i Toma być może nie jest typowe, ale jednak dopadają go problemy codziennej rutyny i braku czasu. Żyją raczej na luzie, ale zmiana standardu życia to początek poważniejszych nieporozumień. Czy zatem warto dla większego mieszkania stracić coś, czego za pieniądze kupić nie można? Niestety czasami zbyt późno otwierają się nam oczy na pewne sprawy. Jednak z każdej sytuacji można wyjść cało i uratować to, co niemal straciliśmy. Czy bohaterom uda się odbudować swój związek? Na ich przykładzie możemy zaobserwować, co w nim powinno być najważniejsze, aby w porę zareagować, gdy wszystko zaczyna się rozpadać. 

Styl, którym napisana jest książka jest bardzo przystępny. Autorka użyła wielu dialogów i nie zastosowała przydługich opisów. Jednak pomimo dobrego wrażenia, czegoś mi zabrakło przez większą część książki. Nie potrafiłam utożsamić się z problemem Toma i emocjonalnie przeżywać tej trudnej dla niego sytuacji. Z pewnością wynika to z tego, iż za mało uwagi poświęcono jego wewnętrznym przeżyciom, co sprawiło, że z dystansem odnosiłam się do całej historii. Dopiero pod koniec w wyniku pewnych retrospekcji z życia pary uległam urokowi opowieści i w pewnym momencie nawet poczułam wzruszenie. 

Warto jeszcze zaznaczyć obecność siostry Toma, która jest postacią dość charakterystyczną a jej losy nie pozostają w jego cieniu. Na podstawie jej doświadczeń autorka pokazuje jak los może pokrzyżować plany i zmienić sposób postrzegania świata oraz poprzestawiać priorytety pod wpływem pewnych trudnych wydarzeń. Nie bez znaczenia są tutaj więzy rodzinne i ich wyeksponowanie, które pokazuje jak istotna jest rola bliskich w naszym życiu.

Ostatecznie Wszystko, co mam uważam za ciekawą powieść poruszającą ważny temat. Przedstawia ona bowiem los osoby dotkniętej udarem, ale także innymi życiowymi problemami. Nie jest opowieścią pesymistyczną, ale prawdziwą i jednocześnie podtrzymująca na duchu oraz także podkreślającą wartość indywidualnych marzeń oraz sztukę kompromisu w związku. Jeśli jesteście ciekawi jak zakończy się historia Toma i Hanny, w takim razie zachęcam do przeczytania tej książki.

Pytanie do dyskusji

Na koniec wspomnę, że ciekawym dodatkiem wydania są pytania do dyskusji umieszczone na jego końcowych stronach. Zadam wam jedno z nich: "Tom przechodzi udar jako bardzo młody mężczyzna. Ze względu na wiek jest mu łatwiej czy trudniej poradzić sobie z problemami, z jakimi zmagają się udarowcy?" Chętnie przeczytam wasze odpowiedzi.

wtorek, 9 kwietnia 2019

"Ręce ojca" - Aleksandra Julia Kotela [Zapowiedź]

Autor: Aleksandra Julia Kotela
Tytuł: Ręce ojca
Wydawnictwo: JanKa
Kategoria: powieść drogi - z elementami kryminału, romansu
Data wydania: kwiecień/maj 2019

Opis:

Bohaterka powieści szuka odpowiedzi na uniwersalne pytanie: do jakiego stopnia człowiek jest odpowiedzialny za to, kim jest, kim się staje, czy w stawaniu się tym jest wolny, czy też ograniczony - genami, środowiskiem, w którym się rodzi bądź przeznaczeniem? Próbuje uporządkować swoje wnętrze i swoje życie, przemieszczając się i w czasie, i w przestrzeni, między Polską i Niemcami. Pozostaje nieustannie w drodze, co jest metaforą pragnienia przemiany. Szuka prawdy o swoim ojcu, o jego przyjaźniach i miłościach, a okruchy rzeczywistości, o które się potyka, stają się metaforą zagubienia. Autorka stawia również pytanie, czy prawda musi być wyzwalająca, czy wyjaśnienie rodzinnej tajemnicy na pewno przynosi ulgę - najbliższym ludziom, jej samej, czytelnikowi. A może chodzi tylko o to, że historię trzeba opowiedzieć, by nie zwariować?

O autorce:


To będzie debiutancka powieść pochodzącej ze Słupska a mieszkającej w Heidelbergu (tak jak bohaterka książki) absolwentki dziennikarstwa. Na stronie Wydawnictwa JanKa znajdziemy kilka słów od niej oraz prolog jej debiutu - zachęcam do przeczytania, jak również do odwiedzenia Fanpage autorki.

Opis jest według mnie bardzo zachęcający i sugeruje, iż dostaniemy w swoje ręce życiową, pełną pytań i z pewnością wartościową opowieść. Czy również was zainteresował i co myślicie o okładce? Mnie urzekła swoją prostotą. Niebawem wyczekujcie na blogu recenzji tej właśnie książki.